W XXI wieku można wszystko, można znaleźć sto wariacji na temat rzeczy, które są tak naprawdę jedyne w swoim rodzaju, a co za tym idzie niepowtarzalne. Chiny i inne tego typu imperia zalały nas masą artykułów wątpliwej jakości i wątpliwego pochodzenia, czasem wręcz zastanawiamy się, co ich autor miał na myśli i czy faktycznie stosujemy je zgodnie z ich przeznaczeniem.
Wyobraź sobie teraz swoje życie, w którym zamiast sięgać po to, co jest ci drogie i ważne, zaczynasz zadowalać się zamiennikami, które krótkotrwale dają ci namiastkę tego, czego pragniesz lub tego, kim chcesz być. Nawet jeśli nie możesz nazwać takiego stanu rzeczy pełnią szczęścia, to sprawia on, że możesz egzystować mniej lub bardziej komfortowo. Ale czy na pewno?
Wróćmy do tych wcześniej wspomnianych chińskich podróbek, żeby nazwać rzeczy po imieniu. Chociaż wiemy, że niewiele możemy się po nich spodziewać, to i tak decydujemy się na ich zakup ze względu na cenę czy łatwość dostępu. A teraz przełóżmy te zamienniki na różne aspekty naszego życia. Czy chcemy budować je na tak nietrwałym i wątpliwej jakości gruncie? Pewnie, że nie… więc dlaczego właściwie się na to godzimy?

Postaram się wytłumaczyć tą kwestię na swoim własnym przykładzie. Rezygnacja z zamienników nie jest łatwa, ale pozwala mi co rano patrzeć z dumą na swoje odbicie w lustrze, a kładąc się spać wiem, że to, co najlepsze jest jeszcze przede mną.
Singielka po trupach.
Przekroczywszy kilka lat temu magiczną trzydziestkę, wkroczyłam na grząski grunt. Ruchome piaski tylko czyhają na chwilę mojej nieuwagi, żeby wciągnąć mnie w swoje otchłanie, no właśnie i co potem? To jest jeszcze dla mnie zagadką. W każdym bądź razie ciągle słyszę a to od cioci czy mam już w końcu tego amanta, a to od koleżanki, że czas już powoli zacząć się martwić, a to od kolegi z pracy, że powinnam sobie zrobić chociaż dziecko. I tak te słowa troski mogłabym mnożyć i mnożyć bez końca. Po trzydziestce zegar biologiczny zaczyna tykać, tik tak tik tak, co najmniej tak, jakby miał rozsadzić mój organizm tu i teraz. Co ciekawe mało kto skupia się na tym, co zrobiłam dobrze, ważniejszą kwestią jest to, że staropanieństwo stoi nad moim wyjątkowo wygodnym łożem, co najmniej jak wygłodniała śmierć ze swoją świeżo naostrzoną kosą. A ja sądzę, że tylko spokój nas uratuje. Nie jestem ideałem, ale uczę się na błędach, a to czego nauczyłam się przed trzydziestką to to, że na siłę nic dobrego z niczego nie wyjdzie. Z momentem stania się świadomą swoich zalet i wad oraz tego, czego oczekuję od świata uznałam, że nie warto w tej kwestii iść na zbyt duże kompromisy tylko dlatego, że twój wiek wskazuje na to, że powinnaś zacząć się śpieszyć. Zawsze, kiedy robiłam coś bez przekonania, z jakąś nutą powątpiewania w słuszność moich decyzji, okazywało się, że koniec końców był jeden, a wniosek nasuwał się sam, że powinnam była jednak słuchać swojej intuicji. Do czego zmierzam? Warto szukać w drugiej osobie wartości, które zgadzają się z twoimi własnymi wartościami. Oczywiście, jeżeli planujesz długoterminowe znajomości. W przeciwnym razie chiński zamiennik szybko zacznie się kruszyć, a ty dojdziesz w końcu do wniosku, że straciłaś czas i nie wiesz co masz dalej zrobić z tym bublem. Ostatnio powiedziałam komuś, że nie warto zadowalać się produktem czekoladopodobnym, kiedy mleczna czekolada jest tuż na wyciągnięcie ręki, a zajmując się tanim zamiennikiem, możemy stracić bezpowrotnie to, co naprawdę wartościowe i godne naszej uwagi.

Uparta jak osioł.
Z niewielu zalet jakimi mogę się pochwalić, jedną paradoksalnie najwartościowszą pozostaje moja upartość. Jak upartość może być zaletą? Uparcie staram się postępować zgodnie z tym, w co wierzę i zgodnie z moim własnym sumieniem. Pewnie czasem nie przysparza mi to zbyt wielkiej popularności, bo przecież każdego można zmienić i każdego można urobić. Pamiętajmy o tym, że każdy z nas ma swój własny katalog wartości i tego, co uważa za słuszne. Mówię tutaj o postawach moralnych, wartościach, które rządzą naszym życiem. Wyobraź sobie, że masz przed sobą katalog z najwspanialszymi materacami, dzięki którym będziesz wieść dobre i komfortowe życie, ale by je zyskać będziesz często musiała podejmować trudne decyzje, aby pozostać tym, kim jesteś, a nie tym, kim ludzie naokoło chcieliby cię widzieć. I wtedy, tuż pod twoimi drzwiami ukazuje się tania broszurka z licho wyglądającymi materacami, a przynajmniej czymś, co bardzo dobrze je imituje. Możesz mieć je właściwie od ręki, bo są tak tanie, że aż śmieszne, ale by je dostać musisz zrobić coś, co nie godzi się z tym, w co wierzysz i z tym, jak byś chciała postępować w życiu. Zyskiwanie rzeczy w ten sposób jest z pewnością łatwiejsze, ale czy zagoszczą one w naszym życiu na stałe? Możemy te kwestie przenieść na nasze życie codzienne zdobywając popularność wśród interesującej nas grupy ludzi postępując niewłaściwie, zdobywając kolejny awans podkładając naszym kolegom świnie, zyskując pieniądze grzebiąc w kieszeni niczego nieświadomego sąsiada. Czy warto osiągać to wszystko w taki właśnie sposób? Myślę, że nie, karma lubi wracać, a ty będziesz ciągle oczekiwać na to, że los sobie z ciebie zakpi w najmniej oczekiwanym momencie. Tutaj też wyznaję zasadę, że mniej nie znaczy gorzej, a wręcz przeciwnie trwalej. Lepiej jest zjeść kostkę mlecznej czekolady, niż całą tabliczkę podróbki. Nie sądzisz?

Wartościowy krąg wtajemniczenia.
Zabieganie o znajomości nigdy nie było moją mocną stroną, nie dlatego że ich nie pragnęłam, ale dlatego, że często zapominałam o ludziach. Od kilku lat bazuję na wartościowym kręgu wtajemniczenia i nie mówię tutaj o żadnej sekcie, a o ludziach, którzy są wartościowi i godni zaufania. Ludziach, którzy wnoszą coś dobrego w moje życie i od których mogę czerpać swoje inspiracje. Są to przyjaciele, na których mi zależy i dla których sama jestem gotowa zrobić więcej niż zazwyczaj, a dlaczego? No tak, chyba już wiesz, zamienniki są tanie i łatwo dostępne, ale nie posłużą ci za długo, a z dobrą przyjaźnią jest tak, że dojrzewa ona jak wino i z każdym rokiem smakuje lepiej. Zawsze możesz ją dodatkowo zagryźć… pewnie już wiesz czym… a no mleczną czekoladą.

Mam nadzieję, że udało ci się cokolwiek zrozumieć z moich wywodów na temat tanich chińskich podróbek oraz mlecznej czekolady, i że wyciągniesz z nich coś dobrego dla siebie. Zawsze sięgaj po więcej, to wcale nie znaczy, że jesteś wybredna. Po prostu wiesz, czego szukasz i wiesz, jak chcesz postępować w życiu, a to nazywa się konsekwencją działań, bez których będzie ci ciężko odnaleźć szczęście w życiu.
Do usłyszenia!
Wasza,
Passion Piece
Photos by Jordane Mathieu, Melvina Mak, NON, Malvestida Magazine on Unsplash
Yes! I know what I want and I am unapologetic going for it. Everyone should be that way!
I love this! It is always best to wait for the things that you want.
Throughout the years I've learned substitutes never really fulfill me like the real thing. I used to think it was good but I definitely don't anymore.
I think it depends a lot on what are you actually substituting. If it's a little thing that doesn't have a lot of effect on your life, it doesn't matter. However, your big goals can never be substituted.
Waiting and being persistent definitely key to success, i learned this the hard way! Thank you for the very insightful read.
I agree in some cases stubbornness is a virtue. You should always stand by your beliefs and not let others influence that.
I absolutely agree! We should never settle for something less than what we desire. Influence of others should not play a big role in anyone's life.
Definitely worth it to wait for what you want.