Rozwiane włosy, lekka bryza na ramionach oraz górujące nad nami słońce, to idealny obraz wakacyjny, który sam nasuwa się na myśl, gdy zerkamy na bure i pochmurne ulice spoglądające na nas zza okien. Nieczęsto możemy pozwolić sobie na to, aby oderwać się od pracy i choć na chwilę zapomnieć o codziennych obowiązkach. Często chwytam się na tym, że śnię na jawie, że wyobrażam sobie sytuacje, które nie mają miejsca, a które przenoszą mnie setki kilometrów stąd w rejony, których jeszcze nie poznałam. Ogarnia mnie wtedy niemała ekscytacja, niestety brutalna rzeczywistość dość gwałtownie wyrywa mnie z objęć wyzwalających mnie myśli.
Istnieją ludzie, którzy nie ograniczają się tylko i wyłącznie do swoich snów o ekscytujących przygodach, ale wręcz przeciwnie wychodzą im naprzeciw. Znajdują w sobie nowe pokłady pasji oraz energii, by zapanować nad strachem i dać się ponieść nowym wyzwaniom, które niejednego przyprawiłyby o prawdziwy zawrót głowy. Zastrzyk adrenaliny jest dla nich tym, czym powietrze dla przeciętnego Kowalskiego. Pokonując kolejne bariery, sprawiają że ich życie staje się pełniejszym i z pewnością nie pozwalającym im na nudę czy przygnębienie. Mam dzisiaj ogromny zaszczyt przedstawić wam wspaniałą osobę – Jackie Lambert, która nie tylko czerpie z życia pełnymi garściami, ale również zachęca innych do tego, by w końcu przebudzili się z letargu, który powoli zabija w nas duch dziecka – odkrywcy.
Passion Piece: Czy mogłabyś powiedzieć moim czytelnikom kilka słów o sobie?
Jackie: Cześć, jestem Jackie. Mam 55 lat, postanowiłam zrezygnować z pracy przedstawiciela handlowego i przejść na emeryturę w wieku 50 lat. Od tamtej pory spędzam życie na spełnianiu marzenia, którym było podróżowanie po Europie w przyczepie kempingowej wraz z moim mężem Markiem oraz naszymi czterema psami, Cavapoos (mieszanka spaniela i pudla), Kai, Rosie, Ruby i Lani.
Pochodzę z Blackburn, przemysłowego miasteczka na północy Anglii, pomimo to, kiedy nie podróżuję mieszkam w Bournemouth, Dorset. Południowe wybrzeże jest piękną i spokojną częścią świata, z bezkonkurencyjnym dostępem do przestrzeni, w której można spędzać swój wolny czas poza domem, na świeżym powietrzu. Tutaj znajdziecie link do wpisu gościnnego, który napisałam na temat przyjaznego psom Dorset – jurajskiego klejnotu, daleko od rozszalałych tłumów.
Passion Piece: Jesteś jedną z tych osób, które zdecydowały się całkowicie zmienić swoje życie. Co było dla ciebie w tej kwestii przełomowym momentem?
Jackie: Mark i ja, zostaliśmy zwolnieni z powodu redukcji etatów, w tym samym czasie w 2015 roku, w wieku 50 i 52 lat. Ponieważ podróżowanie od zawsze było naszym marzeniem, nie zamierzaliśmy porzucić pracy do chwili, gdy Mark skończyłby 55 lat. W Zjednoczonym Królestwie, wiek 55 lat, jest pewnego rodzaju kamieniem milowym, momentem, gdy można uzyskać dostęp do swojej prywatnej emerytury i wybrać 25 procent, nieobjętych podatkiem.
Odejście z bezpiecznej i dobrze płatnej pracy nie jest łatwe. Redukcja etatów oznaczała, że zostaliśmy nagle uwolnieni od tych „złotych kajdan”, aczkolwiek trochę wcześniej niż mieliśmy nadzieję oraz z mniejszym finansowym buforem.
Trudno to przyznać, ale oboje cierpieliśmy na poważne wypalenie zawodowe, z powodu stresu towarzyszącemu naszej pracy i traumy związanej z procesem redukcji etatów. Byliśmy zbyt chorzy, aby wrócić do pracy, więc nie mieliśmy innego wyboru, jak tylko przejść na emeryturę. W tamtym momencie było to dla nas niesamowicie traumatyczne doświadczenie, zastawialiśmy się wtedy nad tym, jak sobie poradzimy finansowo, jednak z perspektywy czasu jest to jedna z najlepszych rzeczy jaka się nam przydarzyła.
Innym prostym powodem, który sprawił, że postanowiliśmy chwytać dzień i podróżować, była szokująca utrata kilkorga przyjaciół, z których część była od nas młodsza. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nie mogliśmy już dłużej czekać na lepsze jutro, by żyć naszymi marzeniami, ponieważ nigdy nie ma gwarancji, że jutro nadejdzie.
Passion Piece: To niewiarygodne, że „boża rzeka” Zambezi tak bardzo zmieniła twój styl życia. Czy byłaś w stanie powrócić do swoich codziennych obowiązków po tak niezwyklej przygodzie?
Jackie: Spływ rzeką Zambezi, zwaną również Rzeką Bogów, w 1994 roku, był kluczowym momentem mojego życia. Spędzanie czasu w Zimbabwe, w otoczeniu surowej i nienaruszonej natury, stawiając czoła zagrożeniom w postaci trudnych progów rzecznych, krokodyli, tropikalnych chorób, a także innych niebezpieczeństw miało na mnie ogromny wpływ. Byłam zmuszona do tego, aby żyć bardzo prosto – miałam dwa zestawy ubrań (mokre i suche), spałam pod gwiazdami na plaży tuż przy rzece. To sprawiło, że zdałam sobie sprawę z tego, że tak wieloma rzeczami można się cieszyć w naszym świecie. Brak dobytku nic dla mnie nie znaczył, było to doświadczenie, podczas którego otarłam się o śmierć i to sprawiło, że poczułam się szczęśliwszą niż kiedykolwiek przedtem.
Prawdę powiedziawszy było mi bardzo trudno wrócić z tak niesamowitej, szokującej i odkrywczej wyprawy do codziennych rutynowych zajęć, takich jak praca, jedzenie, spanie i tak w kółko od początku. Powróciłam do wystaw handlowych, do ówcześnie nudnego Birmingham. Pamiętam moment, w którym jadłam lunch na niewielkim trawniku, na zewnątrz pozbawionego charakteru szklanego centrum konferencyjnego, zlokalizowanego nad sztucznie stworzonym jeziorem. Wszystkim, o czym w tamtym czasie myślałam było to, jak próżnym i bez znaczenia było moje zajęcie i o tym, że świat ma mi o wiele więcej do zaoferowania.
Postanowiłam wtedy, że chcę czerpać z życia pełnymi garściami. Dwutygodniowa odrobina życia, którego doświadczyłam nie była dla mnie wystarczająca. Zajęło mi kilka lat, aby osiągnąć FIRE (niezależność finansowa i wcześniejsza emerytura). Jednakże, po długim planowaniu, ciężkiej harówce i oszczędzaniu, w końcu dobrnęłam do tego punktu!
W erze Internetu, działalność zarobkowa będąc w trasie lub poza ośmiogodzinną konwencjonalną pracą, jest łatwiejszą do uzyskania niż kiedykolwiek wcześniej. Jeżeli dążysz do finansowej niezależności, mogę zaświadczyć o tym, że jest to jak najbardziej osiągalny cel.
Passion Piece: Czy dawanie tak wielkiej swobody pracownikom przez szefów jest powszechnym zjawiskiem? Czy kiedykolwiek powróciłaś jeszcze do pełnoetatowej pracy?
Jackie: Po mojej wycieczce do Zimbabwe, nie byłam już w stanie przyzwyczaić się do rutyny pracy. Miałam bardzo dobre stosunki z moim szefem, ale pewnego dnia zszokowałam go prośbą o urlop macierzyński.
„Ale Jackie, ty nawet nie masz chłopaka…!” odpowiedział.
„I to właśnie jest w tym wszystkim najpiękniejsze,” odrzekłam. „Nie będę musiała przechodzić tego całego bałaganu związanego z narodzinami dziecka. Chcę tylko roku przerwy, aby podróżować – a następnie powrócić do pracy, kiedy wrócę do domu …”
Był tak zbity z tropu, że się zgodził.
Bezpieczeństwo związane z faktem, iż wiedziałam, że oczekuje na mnie praca, do której będę mogła wrócić była bardzo miła, ale nigdy nie wróciłam. Podróżowałam z plecakiem po Fidżi, Australii, Nowej Zelandii, jednakże będąc znów w ziemi ojczystej, założyłam swoją własną firmę.
To miało miejsce we wczesnych latach 90-tych, kiedy robienie sobie przerwy od pracy nie było mile widziane w twoim CV. Obecnie pracodawcy wydają się postrzegać rok przerwy przed pójściem na przykład na studia jako wartościowe doświadczenie życiowe. Mój „urlop macierzyński” był nietypowy, ale dzisiaj, wydaje się, że jest więcej elastyczności w miejscu pracy odnośnie udzielania urlopów pracowniczych czy też tych bezpłatnych.
Kiedy byłam po trzydziestce, wierzyłam w swoje umiejętności i nie martwiłam się zmianą pracy. Po pięćdziesiątce, w nieoficjalnie dyskryminującym ludzi starszych korporacyjnym świecie, czuję się inaczej. Jednakże, zarządzając ostrożnie pieniędzmi, jestem pełna nadziei, że nie będę musiała więcej pracować, aby się utrzymać.
Passion Piece: Obecnie podróżujesz wraz z przyczepą kempingową. Jak wpadłaś na tak niecodzienny pomysł?
Jackie: Trochę nakombinowaliśmy się jeżeli chodzi o sam pomysł nabycia kampera i wyruszenia w podróż po Europie, wyjazd miał odbyć się tuż po spotkaniu z klubem windsurfingowym o nazwie the Seavets w Brittany, w 2012 roku. Członkowie tego klubu są głównie po siedemdziesiątce i po osiemdziesiątce, ale są wciąż inspirującymi wzorami do naśladowania. Zachwycili nas swoimi opowieściami o międzynarodowych podróżach; życiu pełnym wolności; polach kempingowych, na których można wypaść z domu na kółkach, aby stać się na przykład windsurferem.
Te rozmowy stały się zalążkiem pomysłu, który następnie zakiełkował w naszych głowach. Gdybyśmy przeszli wcześnie na emeryturę, by żyć jako kempingowi koczownicy, byłby to niedrogi sposób na życie, który dałby nam więcej dostępu do tego, co kochamy. Nasze cztery psy dołączyły do nas w momencie, gdy nasze zawodowe życie już się skończyło, więc posiadanie naszego własnego domu na kołach sprawiło, że podróżowanie wraz z nimi stało się o wiele łatwiejsze.
Koniec końców skończyliśmy w przyczepie, a nie w kamperze, co było powodowane głównie finansami i niezbędną przestrzenią. Mark ma 2 metry wzrostu. Nie mógł stać wyprostowany w większości kamperów. Dodatkowo, nawet największy „magazyn” na tyłach kampera nie mógł pomieścić naszego sprzętu windsurfingowego.
Kamper, który byłby wystarczająco duży do mieszkania w nim w dłuższych okresach czasu, był zbyt wielki, aby być praktycznym, jako nasz jedyny środek transportu. Był również zbyt drogi, by go zakupić. Podstawowy, używany kamper kosztuje w przybliżeniu trzy razy tyle, ile zapłacilibyśmy za nowiutką, wysokiej klasy przyczepę kempingową.
Mieliśmy już odpowiedni pojazd ciągnący; Big Blue jest naszym zaufanym vanem marki Hyundai i „pudełkiem na nasze zabawki”. Ma dużo miejsca, aby przewozić cały sprzęt windsurfingowy, a także nasze rowery. Ale, mimo to, jest wystarczająco mały, by użyć go w czasie zakupów, zwiedzania, a co najważniejsze zjeżdżania wąskimi dróżkami do windsurfingowych plaż.
Było to jasne, że najtańszą i najpraktyczniejszą opcją była przyczepa kempingowa ciągnięta przez pojazd, który już posiadaliśmy.
W wolny dzień, wpadliśmy do lokalnego dilera samochodowego i ujrzeliśmy przyczepę naszych marzeń, czającą się na tyłach składu samochodowego. Została tam sprowadzona poprzedniego dnia i w ciągu godziny podpisaliśmy umowę kupna. Nazwaliśmy naszą przyczepę „Kismet”, co oznacza „przeznaczenie” lub „los”.
Passion Piece: Jakie są możliwe wady takiego typu podróżowania? Jak zachęciłabyś innych do tego, żeby zaczęli żyć pełną piersią i zwiedzali świat w przyczepie kempingowej?
Jackie: Ten rodzaj podróżowania nie jest z pewnością dla każdego. My uwielbiamy nasz styl życia, ale ma on pewne ciemne strony dotyczące poziomu luksusu, niebezpieczeństwa związanego z nadmierną bliskością i wpływu jaki ten stan rzeczy ma na rodzinę oraz przyjaciół.
Nasza przyczepa jest naprawdę dobrze wyposażona – znajduje się w niej wygodne łóżko, sofy, toaleta i prysznic, płyta kuchenna, mikrofalówka, piece, spora lodówka, ale nie jest to pięciogwiazdkowy hotel. Pomimo, że jest to duża przyczepa, wciąż jest tam niewiele miejsca, co wymaga od nas bezlitosnego pakowania. Mark i ja wozimy ze sobą mniej niż 10 kilogramów ubrań na głowę, każdy. W naszym przypadku, pozbycie się zbędnych i niepotrzebnych rzeczy, aby prowadzić minimalistyczny styl życia było wyjątkowo wyzwalające. Niemniej jednak, jeżeli nie potrafisz żyć bez obfitości gadżetów i innych dobrodziejstw, podróżowanie przyczepą kempingową może nie być dla ciebie.
I kwestia związana z rozmiarem przywodzi mi na myśl pytania dotyczące bliskości. Jeżeli zamierzasz spędzać ze swoim partnerem całe dnie, codziennie na bardzo niewielkiej powierzchni, to musicie się dobrze dogadywać! Przyczepa nie zaoferuje ci bezpiecznej przystani, gdy się obrazisz. Pierwsza zasada podróżowania brzmi następująco: jeżeli coś ma pójść nie tak, to tak właśnie będzie. Takie sytuacje, będące dla was próbą muszą być rozwiązane spokojnie, bez obwiniania czy wzajemnego oskarżania się. Mark i ja mamy ogromne szczęście, kiedy byliśmy na początku swojego małżeństwa, lamentowaliśmy, bo nasi szefowie nie daliby nam wolnego, abyśmy mogli adorować się bez przeszkód. Naszą ambicją było zawsze spędzanie całego naszego czasu wspólnie. Nie kłócimy się, więc to nie był nigdy wielki problem w naszym przypadku, ale następstwa szalonej awantury na niewielkiej przestrzeni muszą prowadzić do bardzo niekomfortowych sytuacji.
Nie mamy dzieci, ale długie podróże oznaczają pozostawienie za sobą rodziny i przyjaciół na dłuższy czas. Z technologią taką jak email, Skype, telefony komórkowe i Facetime, jest nam łatwiej niż kiedykolwiek, aby być z bliskimi w stałym kontakcie. Z pewnością pozostawienie starszych rodziców podróżując po Europie sprowokuje pewne komentarze.
Przede wszystkim, staramy się zadbać o to, żeby rodzice sobie poradzili, a także o to, żeby byli pod dobrą opieką. Jeżeli jesteśmy potrzebni, nigdy nie jesteśmy dalej niż dwie godziny lotu samolotem. Dowodem tego jest sytuacja, która wystąpiła w zeszłym roku, gdy mama i brat Marka zostali zabrani do szpitala, każdy z nich z różnych przyczyn. Mark przybył szybciej niż zajęłoby nam przejechanie dystansu z Bournemouth do mojego taty.
Mamy również powiedzenie, że „Co jest dobre dla ciebie, jest również dobre dla świata”.
To może brzmieć samolubnie, ale zobowiązania mogą być jak więzienie. Ciągłe robienie rzeczy, ponieważ się ich od nas wymaga lub po to, aby sprawić przyjemność innym, prowadzi do frustracji. To nie jest dobre dla ciebie – a w szczególności dla ludzi, którzy mają do ciebie pretensje. Uważamy, że nasi rodzice już przeżyli swoje życie, a młodzi mają je wciąż przed sobą. Podczas gdy jest to ważne, aby być pełnym współczucia i opiekuńczym wobec naszej rodziny, MY sami jesteśmy również ważni.
W przeszłości poświęciliśmy się i przepuściliśmy okazję, aby żyć i pracować za granicą, gdy zobaczyliśmy reakcję mamy Marka na taki pomysł. Teraz, kiedy jesteśmy po pięćdziesiątce, nie chcemy marnotrawić tego, co pozostało po naszym dobrym zdrowiu. Musimy wykorzystać jak najlepiej czas, który nam jeszcze został.
Jeżeli chodzi o zachęcanie innych, aby zaczęli zwiedzać świat w przyczepie kempingowej czy kamperze, moja rada jest następująca,”Spróbujcie tego!”
Jak większość rzeczy, to nie jest tak trudne czy ciężkie, jak moglibyście sobie wyobrażać. Musicie po prostu podejść do tej kwestii z otwartym umysłem i nastawieniem, że istnieje rozwiązanie dla prawie każdego problemu. A jeżeli wam się nie spodoba, to co najgorszego może się stać? Możecie to zawsze porzucić!
Passion Piece: Kto towarzyszy ci w drodze?
Jackie: Podróżuję z moim mężem, a zarazem bratnią duszą, Markiem, wraz z naszą Wspaniałą Czwórką, psami rasy Carvapoo: Kai, Rosie, Ruby i Lani. Oczywiście, nie mogę tutaj zapomnieć o naszym vanie Big Blue i przyczepie Kismet.
Passion Piece: Jakich ekscytujących doświadczeń miałaś okazję doznać wraz z mężem w czasie waszych podróży?
Jackie: Najbardziej ekscytującymi doświadczeniami są najczęściej te, które są następstwem sytuacji, podczas których wszystko idzie źle! Musieliśmy wykopać Big Blue, kiedy utknął w błocie, nasze koło podporowe (małe koło znajdujące się z przodu przyczepy) zepsuło się w ciemnościach, gdy byliśmy na kompletnym odludziu, jadąc w górę ścieżki, gdzieś w Rumunii. Na naszej mapie ten odcinek był zaznaczony jako droga. Z perspektywy czasu, jesteśmy bardzo dumni z tego, że sobie poradziliśmy, możemy również stwierdzić, że nasz van dotarł tam, gdzie nie miał jeszcze okazji żaden inny tego typu pojazd.
Przełęcze górskie są zawsze bardzo ekscytujące. W zeszłym roku przyczepa Kismet dołączyła do The Mile-High Club i holowaliśmy ją przez Karpaty od Transylwanii do Wołoszczyzny w Rumunii. W przełęczy Predel, położonej pomiędzy Włochami a Słowenią, wlekliśmy się tak powoli, że wyprzedził nas nawet rower!
Passion Piece: Jak wasze psy wytrzymują bycie z wami w drodze?
Jackie: Wspaniała Czwórka zaczęła podróżować mając zaledwie jeden rok, więc psy są dość przyzwyczajone do życia w drodze. Te zwierzaki lubią rutynę, i dlatego że ich otoczeniem jest przyczepa, która nie zmienia się, nie wydają się zbyt zestresowane ciągłymi przeprowadzkami.
Cavarpoo są bardzo lojalne i kochające, więc to cudowne, że możemy być ze swoją rodziną na co dzień. Są bardzo inteligentne, dlatego uważam, że różnorodność widoków i zapachów w miejscach, które odwiedzamy, jest dla nich bardzo stymulująca.
Wydają się być szczęśliwe gdziekolwiek jesteśmy; kochają plażę, śnieg, wodę, lasy; dokładnie tak samo jak my. Jako towarzysze podróży nie mogliśmy się lepiej dopasować!
Passion Piece: Czy masz jakieś inne pasje poza podróżowaniem?
Jackie: Mam wiele pasji w życiu, za które jestem bardzo wdzięczna. Mam również ogromne szczęście dzielić większość z nich z Markiem. Jeżeli chodzi o sporty, jesteśmy na porównywalnym poziomie, więc możemy wspólnie cieszyć się wszystkimi doświadczeniami.
Kochamy naturę i dzikie krajobrazy, a ja uprawiałam wspinaczkę górską odkąd byłam dzieckiem. Naszymi dwoma głównymi sportami są windsurfing i jazda na nartach. Nie proś mnie, abym wybrała mój ulubiony, bo nie potrafię. Kocham je oba tak samo, z powodu ich różnych zalet.
Windsurfing wniósł wiele radości w moje życie. Sam w sobie jest ekscytującą, chociaż i frustrującą rozrywką czasu wolnego. Jeżeli poświęcilibyśmy taką samą liczbę godzin na inną dyscyplinę, bylibyśmy teraz Mistrzami Olimpijskimi. Windsurfing jest sprzeczny z intuicją i ma wiele zmiennych – fale, wiatr i technikę. Jest to chyba najtrudniejszy i najbardziej techniczny sport, którego kiedykolwiek spróbowałam, ale to właśnie to wyzwanie sprawia, że jest on tak urzekający. Kiedy musimy ciężko pracować, by osiągnąć sukces, to jest on tym bardziej satysfakcjonujący, gdy w końcu nadejdzie – a mknięcie przez wodę z prędkością 30 mil na godzinę lub odczuwanie siły surowej natury, gdy zmierzasz się z falami, daje ci dreszczyk emocji, którego nie można porównać do niczego innego. Całkowicie rozumiem, dlaczego Hawajczycy uważają fale za swoistego rodzaju religijne doświadczenie.
Windsurfing zaprowadził nas w piękne miejsca. Wyruszyliśmy z katamaranu w pobliżu Brytyjskich Wysp Dziewiczych, dopłynęliśmy do Wenezueli i sunęliśmy na falach w Maui na Hawajach, która jest jedną z najważniejszych mekk sportów wodnych. To był dla nas prawdziwy zaszczyt poznać tam bardzo inspirujących ludzi, nawiązaliśmy również kilka głębszych przyjaźni. W mojej głowie, obrazem brytyjskiego lata jest słońce zamieniające mój kilwater w prysznic iskier, gdy mknę przez Zatokę Christchurch.
Jazda na nartach daje ten sam zastrzyk adrenaliny jak windsurfing, ale z dodatkiem siły surowych gór i bajkowej magii ich nieskazitelnej czystości. W ostatnich latach zrobiliśmy kursy związane z jazdą na nartach poza wyznaczonymi trasami. Zjeżdżanie po śnieżnym puchu jest uzależniające, to jak unosić się na latającej desce, a ja po prostu kocham możliwość ucieczki od tłumów w nieco bardziej ustronne miejsca, uwielbiam również niemą ciszę zmrożonego odludzia. Uważam, że widok czegoś tak odległego i niedostępnego dla ludzi, niczym księżyc, jest bardziej satysfakcjonujący niż strome i przerażające żleby. Główną atrakcją jednego z moich ulubionych dni spędzonych na nartach, było po prostu podziwianie widoku ze szczytu starej windy Helbronner na Mont Blanc, przed zejściem po puchowym śniegu z kultowego Vallée Blanche.
Z uwagi na te wszystkie nie lada wyczyny, może to brzmieć ciekawie. Znalezienie odpowiedniego słowa i dopasowanie go w idealne zdanie daje mi tyle samo podekscytowania, co windsurfing i jazda na nartach.
Moja ciocia kiedyś powiedziała, “Jacqueline może pisać i pisać o absolutnie NICZYM!” Uważam to za niesamowity komplement. Kocham pisać i robię to, bo po prostu muszę! Eseje, listy, pocztówki, dzienniki, blogi, to jest coś do czego jestem stworzona.
Passion Piece: Czy czujesz, że ten szczególny zastrzyk adrenaliny jest ci potrzebny do tego, aby podążać za swoimi marzeniami?
Jackie: Nie mogę zaprzeczyć, że lubię ten zastrzyk adrenaliny. Te doznania wynikają z tego, że znajduję się na krawędzi kontroli. To odnosi się nie tylko do sportów, które uprawiam, ale także do mojego życia. Tym, co napędza mnie do działania jest przekraczanie granic mojej strefy komfortu. Poczucie tego, że wciąż się rozwijam, idę do przodu, w kierunku nowych horyzontów, jest dla mnie ogromie ważne.
W czasie życia zawodowego, twój obraz samego siebie – i tego jak inni cię postrzegają – jest nierozerwalnie związane z twoją profesją. Kiedy przechodzisz na emeryturę – bez żadnych zamierzeń czy celów dostarczanych przez pracę – łatwo jest stracić sens życia.
Chciałam jednak jeszcze raz podkreślić, że jestem bardzo szczęśliwa, pomimo że lubiłam swoją pracę, nigdy nie postrzegałam jej jako niczego innego, jak tylko sposobu na związanie końca z końcem. Metodą na to, żeby dostać więcej tego, czego pragnęłam od życia. Teraz, gdy przeszłam na emeryturę, inne pasje pozostały i dalej staram się osiągać to samo poczucie spełnienia, ale wynikającego z robienia rzeczy, które kocham.
Passion Piece: Gdzie widzisz siebie w najbliższej przyszłości?
Jackie: Na początku mieliśmy zamiar podróżować tylko przez trzy lata, ale mija już piąty rok i wcale nie zamierzamy porzucić tego w najbliższym czasie. Im więcej podróżujemy, tym bardziej otwierają się nam oczy i tym bardziej chcemy wiedzieć co tam się jeszcze kryje. Jesteśmy obecnie we włoskich Alpach, aby cieszyć się narciarskim sezonem. Wiosną zamierzamy zwiedzić Polskę i okolice Bałtyku.
Następnie zaplanowaliśmy podróże przez Turcję do Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu, aż po północny Kaukaz. Jeszcze omawiamy kwestię tego, czy będziemy kontynuować naszą podróż przez Uzbekistan, Kazachstan i góry Ałtaj, aż do Mongolii – miejsca, które zawsze chciałam odwiedzić. (Jednym z moich marzeń jest bycie mongolską łuczniczką konną!) Istnieje też dość luźny pomysł, aby udać się na wycieczkę samochodem, aby móc jeździć na nartach w dwudziestu pięciu różnych krajach.
Jak widzisz, jesteśmy dalecy od wstrzymania naszego życia, po tym jak utraciliśmy naszą pracę, stało się jeszcze ciekawsze, pełne nowych możliwości!
Passion Piece: Jakim mottem chciałabyś podzielić się z moimi czytelnikami?
Jackie: “Jest tylko jedna rzecz, którą chciałabym powiedzieć; lepiej spalić się niż zniknąć”.
Przywłaszczyłam sobie to powiedzenie z filmu pod tytułem Nieśmiertelny, w którym główną rolę zagrał Christopher Lambert (nie ma tutaj żadnego pokrewieństwa!) i sprawiłam, że stało się ono moim własnym mottem. Kocham je, ponieważ jest świetnym podsumowaniem mojej filozofii życiowej.
Passion Piece: Dziękuję za tą wspaniałą rozmowę, mam również nadzieję, że uda ci się wkrótce odwiedzić wszystkie miejsca, o których tak bardzo marzysz!
Myślę, że moja dzisiejsza rozmówczyni zdołała zachęcić was nie tylko do odkrywania tego, co nowe, ale także do sięgania po marzenia, które z pozoru wydają się być zupełnie nierealnymi do osiągnięcia. A wy? Jakiego zastrzyku adrenaliny poszukujecie w swoim życiu?
Do usłyszenia!
Wasza,
Passion Piece
Photos by Jackie Lambert
Biog
Jackie Lambert is an author and blogger. Her blog www.worldwidewalkies.com details her travels in Europe with her husband and four dogs. Jackie’s books in the ‘Adventure Caravanning with Dogs’ series have received five-star reviews on Amazon and are available worldwide as both eBooks or Paperbacks. Her latest release, ‘Dogs ‘n’ Dracula – a Road Trip Through Romania’ was a finalist in the Romania Insider Awards 2019. Follow this universal link to her author page on Amazon; author.to/JacquelineLambert Words & photos © Jacqueline Lambert / World Wide Walkies. All information is provided in good faith, subject to World Wide Walkies’ disclaimer.
What great photos! I think it's awesome that she gets to travel Europe in a caravan.
oh wow!!! She is quite an adventurous, amazing!!! I would love to do half of the stuff that she did. Thanks a lot for the very inspiring interview.
What a stressful time that would have been to lose your jobs at the same time! But they handled it beautifully. And asking for maternity leave (and GETTING it) without being pregnant--crazy genius! I loved seeing the pics of their adventures. My son windsurfs too!!!
This is a very thorough and good interview! I am loving all of the gorgeous photos here!!
I would love to experience this kind of trip. It looks amazing and memorable experience! Thanks for sharing this interview!
Oh my gosh what an amazing and memorable trip, I would love the chance to experience this. Thanks so much for sharing this with all of us!
This sounds amazing! An experience of a life time! I wish I had more memorable experiences like this.
I've been playing with the idea of a tiny house on wheels. I would enjoy living off the grid.
what a life, Jackie. Retired at 50 and travel the world, i mean in Europe in a caravan? I would love to live such life too :) Oh well, i can't wait for my retirement. For me is to travel around America state to state!
This post is so great, I've liked reading it. The photos are so amazing. I like people who do adventurous things. - Paolo
This sounds like an amazing life and its a wonderful post. Thanks so much for sharing it with us!
I hope to travel the world soon! I just retired at the age of 37!
Good for them. Spending time in the wilderness in Africa and on the Zambezi River had a profound impact on my life too. I was 19 at the time. It shifted me into wildlife / nature education.
This is an amazingly inspirational interview. I'd definitely recommend continuing on to Kazakhstan, Uzbekistan and Mongolia. They are amazing countries.
Travelling in caravan must be really exciting! They can go from one place to another easily.
Wow! This is really admiring Jackie, You guys are amazing. I just hope more people will emulate you guys. All the best in your adventure.. What you guys are doing is not easy oo. it takes a lot of courage. I admire you guys really.